- 07
- Sty
Anna Wróbel - Kim jest? Jaką ma pasję i czym się zajmuję?
Tego wszystkiego dowiecie się z wywiadu przeprowadzonego przez Aleksandrę Kowalską.
Aleksandra Kowalska: Który z pięciu filarów zdrowia jest Pani najbliższy? Jakie znaczenie ma w Pani życiu?
Trudno wybrać jeden. Tak w życiu prywatnym, jak i zawodowo, kieruję się holistycznym podejściem do życia i zdrowia. Dlatego nie mogę wskazać jednego filaru, gdyż - jak sama nazwa wskazuje - jest on elementem podporowym i tylko całościowo otrzymujemy pełne podparcie. Wybranie jednego, w moim mniemaniu, to jak dyskusja o tym, która noga stołu jest najważniejsza. Moja odpowiedź brzmi - każda.
AK: Zajmuje się Pani zawodowo ruchem, żywieniem i kondycją psychiczną. Jak, z Pani doświadczenia, te elementy łączą się w życiu człowieka? Skąd wybór akurat tych trzech dziedzin?
Moja przygoda zaczęła się od ruchu, dopiero z czasem zobaczyłam, że to jednak nie wszystko. Dopóki jesteśmy młodzi nasze ciało wiele nam wybacza – żyjemy w biegu z myślą, że jakoś to będzie. Z czasem okazuje się, że to “jakoś” nie jest optymalne. Co więcej, latami zaniedbujemy nasze filary lub skupiamy się na jednym, rzekomo „najważniejszym” a później - nawiązując do powyższego porównania - staramy się naprawić jedną lub dwie nogi od stołu. Proszę również pamiętać, że bardzo często nie tylko filary te zaniedbujemy, ale wręcz sabotujemy je my, lub otoczenie w którym żyjemy. W mojej pracy trenera spotkałam się z klientami, którzy ze wstydem przychodzili po zajęciach, by zapytać co robią źle. Ćwiczą, a efektów nie ma. Jako, że byłam już dietetykiem sportowym zaczęłam łączyć obie dziedziny. W końcu nie od dziś są one ze sobą skorelowane, zgodnie z nieśmiertelną zasadą ćwicz więcej, jedz mniej. Bardzo szybko okazało się jednak, że to zdecydowanie za mało. Na przestrzeni lat moi klienci pokazali mi, że ich tryb życia, praca, związki czy też postrzeganie samych siebie może być przyczyną nieskuteczności treningów lub diety. Początkowo było to dla mnie wielce frustrujące i odbierałam to jako porażkę, wszak wszystko robiłam zgodnie z wiedzą, sztuką i doświadczeniem. Często w takich chwilach podejrzewa się, że klient oszukuje, nie trzyma się zaleceń lub też upatruje się choroby. Dla mnie to był przełom w myśleniu. Nie mogę zakładać, że ktoś oszukuje bo przecież nie oszukuje mnie tylko siebie. Kolejne spotkania z klientami budowały odpowiedni poziom zaufania między nami i nagle okazywało się, że przyczyna leży gdzieś indziej. Co ciekawe, częstokroć sami klienci byli w stanie wskazać przyczynę, a wystarczyło im jedynie poświęcić trochę więcej uwagi. I tu przykładami mogłabym sypać jak z rękawa: stresująca praca po 12h i w weekendy, chore dzieci, mieszkanie z teściami, brak wsparcia ze strony domowników w postanowieniach i diecie czy wreszcie absurdalne zaniedbywanie własnych potrzeb. Na myśl przychodzą także brak hobby, zaniedbane lub słabe relacje z domownikami lub partnerem. I tak zaczęła się przygoda z kondycją psychiczną. Najpierw skupiłam się na zmianie samej sobie i zrobiłam specjalistyczne szkolenie z zarządzania zmianą. W drugiej kolejności - na rozwoju osobistym, przez co ukończyłam studia zostając trenerem rozwoju osobistego. To zaś doprowadziło mnie na studia z Psychodietetyki. Wszystkie powyższe są ze sobą ściśle powiązane i doskonale się uzupełniają.
Jak bardzo ruch, sport i psychika są ze sobą powiązane pokazuje przykład mojej klientki. W jej wypadku przemiana była spektakularna, choć na efekty przyszło nam czekać prawie rok, przy czym pierwsze kilka miesięcy zdawały się nie przynosić żadnych zmian. Było to o tyleż zastanawiające, że był ruch, była dopięta dieta a badania bez zarzutu. Gdzie zatem tkwił problem? W szczególnie toksycznej relacji z narzeczonym. W efekcie, na moją prośbę, zawiesiłyśmy działania „dietetyczne” na rzecz udziału w terapii. Po ledwie 3-4 miesiącach ta sama klientka wróciła do mnie całkowicie odmieniona. Zerwała zaręczyny, wyprowadziła się na swoje, adoptowała psa i skupiła się na swoich potrzebach. Efekty diety i „treningów” natychmiast poszły w ślad. I proszę mnie źle nie zrozumieć, ja absolutnie nie namawiam nikogo do tak drastycznych kroków - klientka sama przepracowała swój problem. Psychodietetyk nie ma wiedzy ani uprawnień do prowadzenia terapii, w tym również w zaburzeniach odżywiania jak anoreksja czy bulimia. Tym muszą się zająć psychoterapeuci i psychologowie. Będę to podkreślać bo coraz częściej spotykam się z opinią, że psychodietetyk może leczyć takie zaburzenia. Prawda jest jednakże inna. To co możemy zrobić to podejść całościowo do klienta, opracować strategię żywieniową i treningową oraz zidentyfikować blokady czy obszary do poprawy i - jak to miało miejsce w tym przypadku - skierować na terapię.
AK: Na Pani koncie znajdują się coraz to nowe szkolenia i kursy – co napędza Panią do dalszej nauki? Jak ważny w Pani życiu jest tak dynamiczny rozwój i skąd bierze Pani tyle zapału do tego?
Czasem samą mnie to zaskakuje, ale śmieję się że to moja wrodzona potrzeba działania i bycia w ciągłym ruchu. Przede wszystkim sport i dieta to dla mnie pasja, nigdy nie traktowałam tego co robię jako pracy. A co mnie napędza? Ciekawość! Żaden przypadek nie jest taki sam, w dietetyce nie ma dróg na skróty, nie ma gotowych rozwiązań. To, że coś działa dla jednej osoby, nie oznacza, że koniecznie zadziała także i dla innej. To wciąż rozwijająca się dziedzina wiedzy, choć jemy, „biegamy” i czujemy od milionów lat. Jest w tym coś fascynującego i jednocześnie napędzającego. Mogę powiedzieć, że to właśnie moi klienci i ich historie mnie tak motywują. Stąd wziął się pomysł na prowadzenie warsztatów i szkoleń. Okazuje się bowiem, że wiedza w społeczeństwie jest bardzo ograniczona. Żyjemy powtarzanymi stereotypami, wierzymy w diety cud i nieprzemyślane treningi. A niestety większość z tego to marketingowy bełkot. Ja się temu sprzeciwiam, zrozumienie jest kluczem do rozwiązania problemów i do dalszego rozwoju.
AK: Jaka jest historia Pani miłości do roweru? Kiedy się narodziła i w jaki sposób się rozwijała?
Jak to w życiu bywa - był to zupełny przypadek. Lata temu, nie będąc jeszcze trenerem, trafiłam na zajęcia rowerowe w klubie tzw. IndoorCycling. Na tamten czas to była zupełna nowość i chciałam sprawdzić o co cały ten szum. Poszłam na pierwszy trening i pamiętam, że już po godzinie takiego wysiłku ledwo żyłam. Pod nosem powiedziałam sobie wtedy, że już nigdy więcej na nie nie wrócę! A tymczasem skończyło się na tym, że po roku zrobiłam certyfikację instruktorską! Ja już tak mam - jak złapię bakcyla to ciężko mnie zatrzymać! Rower stacjonarny rozszerzyłam następnie o zwykły rower. Zaczęło się od przejażdżek weekendowych, a skończyło na codziennym poruszaniu po mieście i wyprawach rowerowych po całej Europie. Ta miłość ma swoje wzloty i upadki, ale nadal uważam, że to najprostsza i najbezpieczniejsza aktywność fizyczna zaraz po chodzeniu. Nie obciąża stawów i nadaje się dla osób w każdym wieku, bez względu na wagę. W zasadzie każdy może uczestniczyć w zajęciach tak długo jak nie ma problemów kardiologicznych. Co więcej, jako trener i prowadząca, nadaję pewien kierunek i rytm zajęciom, ale to uczestnicy decydują o ich tempie i natężeniu. Zawsze można zmniejszyć obciążenie i trochę odpocząć, lub też pójść w drugą stronę i zwiększyć obciążenie na kole aby zwiększyć intensywność treningu. Ćwiczenia można wykonywać na stojąco albo na spokojnie przejechać dany „odcinek”. Dla mnie, jako trenera, największym plusem jest fakt, że mam ogromną interakcję z uczestnikami. Jest czas żeby zagadać, odpowiedzieć na pytania, poznać się lepiej, dopasować intensywność zajęć do samopoczucia grupy czy też jechać w rytm muzyki, którą wybrała grupa. Mam nadzieję, że jeszcze wrócimy do zajęć w klubach.
AK: Sporty siłowe dla kobiet – to nie jest najpopularniejszy wybór. Dlaczego to właśnie ten typ ruchu uważa Pani za ciekawy? Czy zachęciłaby Pani do tego innych?
To niestety fakt, a moja miłość do sportów siłowych narodziła się z ciekawości. Jako trener staram się nieustannie rozwijać, poznawać różne sporty i techniki. Taniec, rower, kickboxing, kettlebells, sztangi, FlexibleSteel i wiele więcej. Nie chcę być bowiem trenerem, który zrobił kilka uprawnień i teraz w kółko prowadzi te same treningi, w ten sam, utarty sposób. Dlatego inspiracji szukam u innych instruktorów i w odmiennych formach ruchu. Uczę się nowych technik, sposobów interakcji z grupą, czytania ich reakcji i temu podobnych. Pozwala to zmienić punkt widzenia z prowadzącego na uczestnika takiej grupy. Myślę także, że sporty siłowe są szalenie demonizowane. Kobiety słysząc o nich, wyobrażają sobie panów z siłowni z wielkimi bicepsami i szerokimi klatkami. W rzeczywistości jednak nie jest to takie proste, rozbudowanie mięśni wymaga dużo czasu i wpływ na to ma mnóstwo innych czynników. Myślę, że gdyby większość pań, które rozważa, czy trening siłowy jest dla nich odpowiedni, zdecydowałaby się natychmiast, gdyby tylko wiedziała, że jednym typem aktywności fizycznej jest w stanie wpłynąć korzystnie na serce, poprawić równowagę, zniwelować wady postawy, schudnąć, wyrzeźbić ciało a nawet poprawić samopoczucie! Badania wyraźnie pokazują, że kobiety, które regularnie wykonują taki rodzaj treningu, zwiększają liczbę spalanych kalorii podczas normalnej codziennej aktywności z powodu wzrostu tempa metabolizmu spoczynkowego. Co więcej, z wiekiem zaczynamy tracić ok. 1% gęstości kości i masy mięśniowej każdego roku. Jednym z najlepszych sposobów na zatrzymanie tego procesu, jest właśnie trening siłowy gdyż zwiększa mineralizację kości. Dla kobiet jest to szczególnie istotne, gdyż to właśnie nasza płeć, na starość, najbardziej narażona jest na dolegliwości ze strony osteoporozy. Masa mięśniowa również ma znaczenie, bo to właśnie ona odpowiada za nasze „spalanie”. W znacznym uproszczeniu to właśnie mięśnie zjadają kalorie. Na treningach ze sztangą, które prowadziłam przed nadejściem pandemii, ¾ uczestników to były właśnie panie! Nie ma się czego bać, nie dźwigamy ogromnych ciężarów, a takie zajęcia wiele pań traktowało jako uzupełnienie innych aktywności, nawet tańca.
AK: Jak, we własnym rozumieniu, wyjaśniłaby Pani słowo „dieta”? Jesteśmy ciekawi podejścia kogoś o Pani doświadczeniach.
Bardzo nie lubię tego słowa. Dieta wg. mnie oznacza coś czasowego. Czyli robię dietę aby schudnąć, później znów jem „normalnie”. Tak, jakby sama dieta nie była czymś normalnym. Wolę mówić o nawykach żywieniowych i o odżywianiu dla zdrowia i życia. To jest dla mnie priorytetem! Uważam, że jesteśmy tym co jemy. Nasze pożywienie wpływa na pracę naszych hormonów, na nasze samopoczucie, na to jak sypiamy, na co chorujemy i jak często. Są również badania sugerujące, że to co jemy wpływa na nasze wybory życiowe lub ryzykowne zachowania. Coraz częściej zaczyna mówić się o wpływie pożywienia na dzieci i rozwój ich dalszych nawyków żywieniowych. Właściwie dobrana dieta, dostosowana do indywidualnych potrzeb może każdemu przynieść wiele korzyści, w tym także poprawiać komfort życia u osób z zaburzeniami koncentracji, nadruchliwością czy należącymi do tzw. spektrum autyzmu. Jedzenie może być lekarstwem ale też trucizną. Dla mnie „dieta” zawsze będzie postrzegana przez pryzmat tego jak wpływa na organizm danego człowieka.
AK: Skąd czerpie Pani inspirację i pozytywną energię, którą przekazuje dalej? Kto jest dla Pani wsparciem i motywacją?
To ciekawe i ważne pytanie. Tak naprawdę to my sami decydujemy co jest naszą inspiracją, co nas motywuje i napędza. I choć motywację najpierw musimy czerpać z wewnątrz, to zachęcam także do dokonywania rozważnych wyborów tego, kto i co nas otacza. Ja od dziecka powtarzałam, że najbardziej w życiu to chcę się uśmiechać. Polecam bo w naszym codziennym życiu brakuje uśmiechu. A uśmiechem możemy uzyskać znacznie więcej niż groźbą czy gniewem. Polecam spróbować, w sklepie, w pracy, w domu. I uśmiechajmy się do siebie, bądźmy dla samych siebie mili. Uśmiechajmy się do siebie w lustrze. Inspirują mnie ludzie, którzy mają odwagę, którzy działają, zmieniają choć troszkę świat na lepsze, pytają, szukają. Niestety, na ogół, nie doceniamy małych działań. Tymczasem, gdybyśmy się poddawali po każdym upadku nigdy nie nauczylibyśmy się chodzić jako ludzie! W kwestiach dietetycznych moją inspiracją jest wspaniały duet dietetyczny Pauliny Ihnatowicz i Emilii Ptak, które mnie szkoliły i jednocześnie ukierunkowały w mojej dietetycznej drodze. Kasia Karus-Wysocka prowadzi wspaniałego bloga o diecie Paleo i wydała już 2 książki z przepisami. Cały czas po cichu liczę, że trzecią napiszemy wspólnie! Paulina Frankowska, była reprezentantka Polskiej Kadry Kickboxingu, pokazała mi tajniki tej sztuki walki a jednocześnie była kumpelą od porannych ćwiczeń w Akademii Kettlebells w Warszawie. Jest przy tym mega pozytywną osobą. Podobnych osób jest naprawdę bardzo wiele, od blogerów, trenerów, lekarzy, naukowców, mówców motywacyjnych, po mnichów buddyjskich, pisarzy a nawet malarzy. Chciałabym wymienić ich wszystkich ale byłaby to bardzo długa lista. Te inspiracje ciągle dają mi poczucie, że jeszczę mogę coś zrobić, czegoś spróbować, czegoś się nauczyć. O sobie, o świecie i o innych. Motywacja to kolejny ciekawy temat, dobrze byśmy byli dla siebie sami motywacją. Nie dla kogoś, nie by osiągnąć coś, tylko dla siebie. Teraz mamy taką kulturę zdobyczną, musimy mieć więcej, lepiej, wyżej, dalej. Musimy wygrywać i posiadać. Tymczasem, jeśli motywuje nas chęć zmiany, chęć spróbowania, chęć zrobienia czegoś dla siebie, to wynik ostateczny będzie drugorzędny względem faktu, że zebraliśmy się w sobie, ruszyliśmy się z kanapy i wyszliśmy poza strefę swojego komfortu. To obszerny temat i prawda jest taka, że nic i nikt tak naprawdę nas nie zmotywuje poza nami samymi. Bądźmy otwarci na każdą ideę, nigdy nie wiemy co nas poruszy, co nas zmieni. To powiedziawszy, należy także docenić znaczenie naszego otoczenia, które potrafi umocnić lub kompletnie podważyć naszą motywację. Dla mnie największym wsparciem jest rodzina, przyjaciele i mój partner. Rodzina od początku wspierała mnie w moich pomysłach, nawet jeśli nie zawsze się ze mną zgadzała. Dało mi to olbrzymi komfort swobody i odwagi w próbowaniu różnych rzeczy na początku mojego dorosłego życia. A pomysłów miałam masę, wyjazd za ocean zaraz po maturze, jazda samochodami terenowymi w Rumunii, wyjazd rowerem na szczyt Annapurny, kilka kierunków studiów, praca trenera, praca na etat, zmiana treningów i wprowadzanie nowych, eksperymenty z dietami i wiele, wiele innych. To ważne aby mieć przestrzeń i przyzwolenie na próbowanie, na pomyłki ale też i rezygnowanie. Nie zawsze w życiu wszystko wychodzi na 100% i my nie musimy być na 100%. Ważne, że nie potępiamy się za porażki i cieszymy sukcesami. Z przyjaciółmi jest jeszcze łatwiej bo sami ich wybieramy. Moje dziewczyny wspierają mnie w dobrych i złych momentach od ponad 14 lat! Dlatego znów proszę: rozważnie wybierajmy swoje otoczenie. Mając takie zaplecze dużo łatwiej jest góry przenosić, choćby te w naszej głowie. Dużo łatwiej jest też odnosić porażki, to istotne również byśmy umieli przegrywać. Przysłowiową kropką nad i mojego wsparcia jest mój partner, jest on pierwszym odbiorcą moich pomysłów, szkoleń, prezentacji. Zawsze mnie wspiera i kibicuje. Co jest również bardzo istotne i często kładę na to nacisk podczas konsultacji z klientami, daje mi masę przestrzeni do realizacji moich celów. Nawet teraz, kiedy piszę ten tekst, przejął na siebie większość obowiązków domowych, choć - oczywiście - działa to w obie strony. Dlatego pracujmy nad relacjami, wymagajmy i dawajmy, inspirujmy i wspierajmy. Tak jak wspomniałam na początku, to kim jesteśmy zarówno wynika z nas samych jak i z tych, którymi się otaczamy i czym się otaczamy. Wierzę w karmę, większość ludzi myśli, że karma to jest to co nam się przydarza ale karma to jest to co my robimy. Miejmy dobrą karmę.
AK: Każda droga ma jakiś punkt docelowy. Najdalszy cel Pani pracy, co chciałaby Pani osiągnąć na końcu? Opowiedz o idei, do której prowadzą Pani działania.
Ten punkt się przesuwa wraz z doświadczeniem. Co więcej, życie weryfikuje nasze plany i cele. Na tę chwilę, moim głównym celem jest zostanie dobrym wykładowcą oraz posiadanie własnego studia treningowego.
AK: Największe marzenie – tym razem prywatnie. Spróbować skoku ze spadochronem? Odwiedzić daleki kraj? A może coś bardziej „przy ziemi”?
Tak jak powiedziałam, najbardziej w życiu chcę się uśmiechać. Nie skupiam się już na dużych celach, życie je i tak mocno weryfikuje. Cieszę się samą drogą i faktem, że się uczę i rozwijam. Staram się przy tym chwytać okazje, jakie podsuwa mi los. Jestem w tym komfortowym miejscu w życiu, że wszystko jest tak jak być powinno. Więc moim marzeniem jest by tak pozostało.
AK: Dlaczego wybrała Pani Kampanię Żyję Świadomie?
Ponieważ kampania ta podchodzi do życia w sposób holistyczny i zgodny z moimi przekonaniami. Nie poruszamy tu tylko jednego czy dwóch aspektów a raczej - jak wcześniej wspominałam - edukujemy w kompleksowym patrzeniu na człowieka i to, co go otacza. To dla mnie zaszczyt wspierać taką inicjatywę.
AK: Na koniec prosimy Panią o krótką radę dla uczestników konferencji i naszych czytelników. Jakieś motto, dewiza życiowa lub porada „na drogę”, która może pokierować ich w drodze do zdrowego życia.
Głęboko wierzę, że w olbrzymiej mierze sami kreujemy swoją rzeczywistość i nawet najdłuższa podróż zaczyna się od pierwszego kroku. Zmiany zaczynamy od siebie i dajmy sobie czas, nikt maratonu nie ukończy w dwóch krokach, maraton ma ich ponad 52 000! Dajmy sobie czas, słuchajmy siebie, uśmiechajmy się, bądźmy dla siebie mili.
Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej w temacie psychodietetyki - obejrzyj wykład Ekspertem - Anna Wróbel - Otyłość, a stres-jak na siebie wpływają?