- 28
- Sty
Monika Bigoś - Kim jest? Jaką ma pasję i czym się zajmuje?
Tego wszystkiego dowiecie się z wywiadu przeprowadzonego przez Aleksandrę Kowalską.
Aleksandra Kowalska: Jako dietetyk kliniczny, jak Pani uważa w przypadku jakich chorób można mówić o tym, że zmiana diety złagodzi objawy lub może nawet doprowadzi do ich całkowitego ustąpienia? Pojawieniu się jakich chorób możemy zapobiec odżywiając się zdrowo i świadomie?
Jak najbardziej, profilaktyka to cenna rzecz, z której wiele osób nie korzysta, a szkoda bo dzięki profilaktycznym badaniom, dobremu stylowi życia jesteśmy w stanie uniknąć wielu chorób, zwłaszcza tych, które określamy jako cywilizacyjne, między innymi otyłość, choroby nowotworowe, nadciśnienie, osteoporoza
Odpowiedni sposób odżywiania może złagodzić objawy choroby. Dużą grupą moich pacjentów stanowią osoby, które mają postawioną diagnozę zespół jelita drażliwego (ZJD) i informację "Musi pan, pani z tym żyć". No dobrze, ale co jest przyczyną złej pracy przewodu pokarmowego, jelit? Celiakia, zespół przerostu bakterii w jelicie cienkim (SIBO), nietolerancja laktozy, nietolerancją histaminy, dysbioza (czyli zaburzenia w mikrobiocie jelita grubego), kandydoza, parazytozy czy może pacjent mający zaparcia pije po prostu mało wody? Może przyczyną ZJD jest podłoże stresowe, związane z nadmierną stymulacją nerwu błędnego lub aktywna Helicobacter pylori w żołądku? Jako dietetyk nie mogę stawiać diagnozy, ale każda z osób może liczyć na pomoc w zakresie doboru badań, które warto wykonać, aby zdiagnozować źródłową przyczynę problemu, a nie leczyć tylko objawy. Wyleczenie przyczyny dopiero daje trwały efekt.
Po diagnozie, we współpracy z lekarzem pacjent odbywa leczenie, włączamy terapię probiotyczną, suplementację, zmieniamy dietę oraz, co chcę podkreślić, styl życia. Osoby, które oczywiście stosują się do zaleceń w ciągu 3–4 miesięcy są w stanie całkowicie pozbyć się dolegliwości lub zdecydowanie zmniejszyć objawy choroby. Może to strasznie zabrzmi, ale lubię pracować z pacjentami z wrzodziejącym zapaleniem jelita grubego. Osoby, które trafiają do mnie z dziesięcioma wypróżnieniami dziennie kończą współpracę z jednym normalnym stolcem. Przepraszam, jeśli czytasz to do śniadania, ale uważam, że o problemach, które są dla wielu krępujące czy wręcz obrzydliwe należny głośno mówić. Wiele osób męczy się w domowym zaciszu, zamiast szukać pomocy innej niż tabletka.
Drugą grupą, która może liczyć na zmniejszenie objawów choroby są osoby z niedoczynnością tarczycy, chorobą Hashimoto i innymi chorobami o podłożu autoimmunizacyjnym. Towarzyszące chorobie znużenie, wyczerpanie, ból głowy, senność, problemy jelitowe, problemy z nadmiernie wypadającymi włosami, słabymi paznokciami, suchą skórą można zmniejszyć włączając dietę, która będzie bardzo odżywcza i przeciwzapalna i to nie zawsze musi być popularna dieta bezglutenowa. Dodatkowo powrót do zdrowia wspomoże dobrze dobrana suplementacja lub/i terapia probiotyczna.
Insulinooporność możemy wycofać w ciągu 3–4 miesięcy, PCOS (zespół policystycznych jajników) również w podobnym czasie. Wszystko zależy od pacjenta, czy jest gotowy na zmiany, czy stosuje zalecenia i to nie zawsze musi być 100 % zmian, czasami wystarczy zmienić kilka nawyków i już stan zdrowia jest zdecydowanie lepszy.
Czy da się wszystko zmienić dietą? Nie, to zależy od naszego profilu genetycznego i bagażu doświadczeń życiowych, chorób towarzyszących. Kobiecie w wieku 50 lat, po czterech porodach, z szefem, który ją mobbinguje w pracy i mężem, który przez pół życia znęcał się nad nią psychicznie trudniej będzie wrócić do równowagi niż dwudziestolatce, która ma czułego i kochającego partnera i ma bezwarunkowe wsparcie w rodzinie. Wiem, poruszam kolejny niewygodny temat, ale takie kobiety również odwiedzają mój gabinet i również po moim okiem dokonują zmian. Z ich poprawy stanu zdrowia cieszę się chyba najbardziej.
AK: Jaki z Pani doświadczenia, jest najczęściej popełniany błąd w dietach Polaków? I z drugiej strony, jakie tradycje powinniśmy zachować, jako nawyki prozdrowotne?
Pewnie zaskoczę was, ale nie jest to błąd żywieniowy tylko ten związany ze stylem życia. Za mało się ruszamy. Wygoda, lepsza komunikacja, pozorny brak czasu sprawia, że zapominamy o tym jak ważny jest ruch dla naszego organizmu. Im mniej się ruszamy tym łatwiej o błędy żywieniowe, które najczęściej kończą się zwiększoną masą ciała. A im większa masa ciała tym większe ryzyko wielu chorób i powikłań z nimi związanych.
Dodatkowo jeśli mało się ruszamy gorzej funkcjonuje gospodarka hormonalna, jest słabsza wrażliwość komórek na insulinę (stąd taka plaga osób, ze zdiagnozowaną insulinoopornością, nawet u 12–14-latków), a także jest zaburzona praca przewodu pokarmowego, zwłaszcza jelit. To w połączeniu z niezbyt zdrowym odżywianiem daje mieszankę wybuchową i niestety, na tym podłożu rozwija się wiele zaburzeń oraz chorób. Światowa Organizacja Zdrowia zaleca osobie dorosłej 10 000 kroków dziennie. Zachęcam do tego, aby przez 1 miesiąc zmierzyć ile kroków w ciągu dnia robicie i jeśli jest ich zdecydowanie mniej to warto to poprawić.
Kolejnym problemem jest to, że jemy bardzo nieregularnie, rano mało, za to dużo na wieczór, wiele osób ciągle coś podjada. Nie są to duże porcje, ale zmuszając nasz przewód pokarmowy do ciągłej pracy możemy spodziewać się wzdęć, zaparć, biegunek, może nam towarzyszyć uczucie pełności, zgaga i przewlekłe zmęczenie.
Polacy piją też za mało wody. Wielu osobom woda nie smakuje. Przewlekłe odwodnienie sprawia, że wydolność naszego organizmu bardzo spada, a dwie kawy dziennie i herbata to zdecydowanie za mało.
Gdybym miała podać trzy nawyki, które warto praktykować to byłyby to: ruch, regularność posiłków, odpowiednie nawodnienie. Z jednej strony takie proste i oklepane, ale z drugiej strony odpowiedz sobie na pytanie dlaczego tego nie robisz?
AK:Jak Pani rozumie holistyczne podejście do zdrowia? Co się w nim znajduje i jakie przesłanki za sobą niesie?
Holistyczne spojrzenie to świadomość swojego ciała i procesów, które w nim zachodzą. Zwrócenie uwagi na to, że oprócz mięśnia sercowego, pacjent ma też jelita, oko, włosy, hormony i mózg. Organizm będzie działał sprawnie tylko wtedy gdy wszystko w nim współpracuje jak trzeba. W swojej pracy wiem, że nie mogę skupić się tylko na jelitach, bo często ich naprawę musimy zacząć od poprawy stanu psychiki i przypomnienia sobie jak przebiega proces trawienia.
Ludziom trzeba często pomóc odnaleźć siebie i dać proste wskazówki jak dbać o siebie, tak aby byli w stanie to zrealizować. Holistyczne podejście do zdrowia to odpowiednio regenerujący sen, wartościowe i urozmaicone jedzenie, woda, odpoczynek, czas na hobby. Nie zapominajmy o dobrych relacjach z bliskimi i obcymi dla nas osobami, nie hejtujmy innych za to, że mają inne poglądy, nie dołujmy, bo inaczej wyglądają. Moim holistycznym podejściem do życia jest też pozwolenie sobie na to, że nie muszę robić pewnych rzeczy, bo tak wypada, bo tak trzeba, w końcu to nasze życie. Wiem, że to wszystko brzmi trochę cukierkowo i nie zawsze jest tak jak chcemy, ale pamiętajcie też, że mamy realny wpływ na to co na co dzień robimy, a przede na to czy przejmujemy się mało istotnymi sprawami, wszystkim i wszystkimi.
AK: Skąd w Pani życiu wziął się nawyk zwracania uwagi na to, co na talerzu, podejmowania świadomych decyzji dotyczących diety?
Skłamałabym gdybym powiedziała, że zawsze moja dieta jest perfekcyjnie zbilansowana, nie twórzmy złudnych iluzji. Odżywiam się dobrze, w kierunku bardzo dobrze, ale zdarza mi się zjeść niezdrowego batona. Ważny jest balans i świadomość tego co robimy. W moim domu rodzinnym jadło się dużo warzyw, świeże owoce, proste i nieprzetworzone potrawy, zresztą to opisuję w pierwszym rozdziale mojej książki ("Jak zwiększyć odporność swojego dziecka") pt.: "Podróż w czasie". Pewne nawyki, które wynosimy z domu zostają z nami na długo, dlatego ważne jest aby rodzice kształtowali te zdrowe nawyki już od najmłodszych lat. Dodatkowo szkolę się w zakresie żywienia, wpływie odżywiania na pracę mózgu i ogólnie całego organizmu i nierozsądne byłoby z tej wiedzy nie skorzystać. Uprawiam też sport i chcę aby jedzenie mój organizm odżywiało, wspomagało, a nie tylko dostarczało puli kilokalorii.
Po tygodniu pracy z ludźmi, którzy mają problemy wynikające często z niewłaściwego żywienia zupełnie inaczej patrzę na to co kładę na swój talerz. Dla mnie jedzenie ma być odżywcze, ładnie podane, na ładnej ceramice, którą uwielbiam, choć w pracy często jem posiłek z plastikowego pudełka i też jest okej. Chyba najważniejsze jest to, aby ustalić ze sobą po co to jedzenie jest nam potrzebne, a wtedy dobór asortymentu jest bardzo prosty.
AK: Jaka jest Pani ulubiona forma ruchu? Jakie jeszcze sporty próbowała Pani w życiu? A może któreś były zupełnie nietrafione?
Nie określiłabym jako nietrafione, zawsze, wybierając nową dyscyplinę daję sobie trzy, cztery miesiące, aby ocenić efekty i po tym czasie oceniam »fajne«, »niefajne«. Jeśli mi dana dyscyplina się podoba to kontynuuję ją z wielką przyjemnością, a jeśli to nie moja bajka to nie poświęcam na to więcej czasu.
Początki każdych ćwiczeń są zawsze trudne i to często zraża wiele osób. Mało osób chce dać sobie szansę na poprawienie formy i odpuszcza gdy pojawiają się pierwsze trudności, mikrourazy w mięśniach (zwane potocznie zakwasami), albo z jakiegoś powodu nie da się raz czy dwa pójść na trening. Ja jestem nauczona, że nic łatwo nie przychodzi i wiem, że jak w coś włożymy swoje zaangażowanie i czas to będą tego efekty. Ważna dla mnie jest systematyka i konsekwencja, bo to nas prowadzi do celu, a że po drodze pojawiają się trudności...to normalne.
W moim życiu było dużo sportu, ruchu, mimo, że zajęcia wychowania fizycznego w szkole nie były moją wielką miłością. Od dziecka, musiałam ćwiczyć trochę z przymusu, chodziłam na zajęcia korekcyjne – teraz określilibyśmy to jako fizjoterapia, basen, bywałam w sanatorium rehabilitacyjnym. Chwała mojej mamie, że tego wszystkiego pilnowała, mimo trudności w latach 80- i 90 tych, ale dzięki temu patrzę na ruch jako dar, który sprawia, że normalnie funkcjonujesz, nie boli, a codzienne czynności jak na przykład umycie włosów nie sprawiają trudności. Warto w to inwestować.
Obecnie uprawiam biegi górskie, najbardziej lubię te okołomaratońskie i o dystansie ultra, to jest dopiero sprawdzenie swojego organizmu. Przed moim najdłuższym dystansem na biegu górskim 80 kilometrów rozmawiałam z kolegą i powiedziałam mu, że zapisałam się, bo jestem ciekawa, jak to jest jak organizm pokonuje taki dystans. Jak będzie z psychiką, jak z przewodem pokarmowym, jak z późniejszą regeneracją i jakie uczucia będą mi towarzyszyły gdy będę przekraczać metę. Przebiegłam zajmując wśród kobiet 3 miejsce i moja ciekawość została zaspokojona. Doświadczenie tym cenniejsze, że przez 10 godzin padało, a start był o 3:00 (w nocy). Takie przeżycia wzmacniają psychikę i utwierdzają nas w tym, że damy radę, skoro przebiegłam 80–kilometrów to jestem na tyle silna, że dam radę również na innych polach. Deszcz, jeśli przez tyle czasu pada na ciebie zimny deszcz to potem nawet nie zauważasz mżawki czy lekkiego opadu.
Co jeszcze próbowałam: aqua aerobic, pływanie klasyczne, zajęcia kettlebells, joga, pilates, zajęcia na bieżni (ale były o 7 rano, a ja jestem strasznym śpiochem więc po trzech miesiącach zrezygnowałam, dodatkowo potem biegłam do pracy ledwo zdążając i nie bardzo mi się to podobało). Byłam kilka razy na zajęciach ze stepem, ale też nie czułam potrzeby kontynuacji. Próbowałam chodzić na zorganizowane zajęcia na fitness, ale ostatecznie z nich zrezygnowanym, trudno było mi stawić się na wyznaczoną godzinę, głównie z uwagi na specyfikę mojej pracy, dlatego ostatecznie wybrałam siłownię – idę na godzinkę, robię swoje i wracam do swoich zajęć. Nie mam problemów ze zmotywowaniem się, bo moje ukochane biegi górskie wymagają dobrej kondycji.
Często ćwiczę w domu z Ewą Chodakowską, zwłaszcza teraz w okresie pandemii. Dodatkowo rower, trekking, ale nie traktuje tego jako sport tylko miejsce gdzie mogę się odstresować. Jeśli do sportu możemy zaliczyć morsowanie, to morsowanie rozpoczęłam w tym roku i polecam wszystkim.
Ktoś powie, że dużo tego i zapyta: skąd masz na to czas? Zapytajcie na co nie mam czasu. Sztuką jest dobry harmonogram dnia, w ten plan ruch również mam wpisany. Chcę na to znaleźć czas i lubię to robić, choć tak jak wszystkim, którzy regularnie uprawiają sport, czasem mi się nie chce. Gdy ruszam się mój mózg dobrze pracuje, to też wykorzystywałam podczas pisania książki, czasami zblokowałam się na jakimś problemie, jak to napisać, ale po 10-kilometrach biegiem wszystko ładnie układało się w całość. Warto dodać, że ruch niweluje skutki siedzenia przy biurku, ruszasz się – nie boli.
AK: Metamorfozy, które dokonują się pod Pani obserwacją i dzięki Pani wskazówkom – jakie to uczucie widzieć efekt wspólnej pracy z podopiecznym?
Czasami nie wiem czy ja się cieszę bardziej z efektów ich pracy czy oni. Czuję się jak dumna mama, której dzieci stawiają pierwsze kroki. Mam takich pacjentów, z którymi pracowałam lata temu, którzy na bazie zdobytej wiedzy dalej utrzymują wypracowaną masę ciała lub ich problemy zdrowotne nie powracają. Na szczęście istnieje Facebook i mogę nadal mieć z nimi kontakt. Wzruszam się, gdy pacjentka, która od lat stara się o dziecko po kilku miesiącach mówi jestem w ciąży, kobiety i nastolatki odzyskują pewność siebie, a wspomniane na początku osoby, które mają problemy z jelitami mogą normalnie funkcjonować. Cieszę się, gdy podopieczni przynoszą kontrolne wyniki badań, które w namacalny dowód wskazują poprawę. Pacjenci też widzą, że te zmiany dają efekty i raczej przy nich pozostają. Cieszę się, że mogę w ich zmianach uczestniczyć.
AK: Skąd czerpie Pani siłę i pozytywną energię, którą przekazuje dalej? Kto jest dla Pani wsparciem i inspiracją?
Największym wsparciem dla mnie jest mój najcudowniejszy mąż i to w dużym stopniu dzięki niemu zbudowałam swoje jednoosobowe dietetyczne imperium. Lubię się inspirować ludźmi, którzy mówią prawdę i coś osiągnęli w swoim życiu, pasja tego co robią aż bije od nich i zarażają tym. Bardzo lubię czytać książki, wywiady ze sportowcami, podróżnikami, ludźmi nauki, bo każdy podkreśla to, jak ważna jest w życiu konsekwencja, systematyka i mówią o tym, że nie zawsze wszystko idzie łatwo. To chyba ta prawda mnie do nich przyciąga. Uwielbiam też filmy biograficzne, wiadomo, że to często jest wyobrażenie reżysera, ale i tak dają pogląd na czyjeś życie.
Nie mam zbyt czasu na surfowanie po sieci, ale często podczas przygotowywania diet dla moich pacjentów słucham webinarów i podcastów osób, które cenię w danej dziedzinie lub mają coś ważnego do przekazania. Czasami aby dobrze wykorzystać czas włączam płytę z ćwiczeniami Chodakowskiej, trening leci w tle, ćwiczę, bo już znam ćwiczenia i jednocześnie słucham ciekawego webinaru.
AK: Każda droga ma jakiś punkt docelowy. Najdalszy cel Pani pracy, co chciałaby Pani osiągnąć na końcu? Proszę opowiedzieć o idei, do której prowadzą Pani działania.
Nie wiem i chyba nie chcę sobie ustalać punktu "X", bo jeśli go osiągnę to co wtedy? Wolę przekierować moją energię na realizację bieżących zadań. Uważam, że zrealizowanie mini–celów jest też dobre, bo za każdym razem wydziela się dopamina, serotonina, a ja tego w życiu potrzebuję, na bieżąco. W dietetyce dużo się zmienia w ostatnich latach, w wiedzy o wpływie żywności na organizm, wpływie psychiki na przewód pokarmowy, chcę być na bieżąco, aby moim pacjentom oferować aktualną wiedzę.
AK: Największe marzenie – tym razem prywatnie. Spróbować skoku ze spadochronem? Odwiedzić daleki kraj? A może coś bardziej „przy ziemi”?
Trudno mi odpowiedzieć, bo jeśli chcę coś zrobić to robię to. Przeważnie w październiku (a nie tak jak wszyscy w styczniu) ustalam co chcę zrobić w danym roku, na rok 2020 było przebiegnięcie całego pasma Gorców czerwonym szlakiem od Rabki–Zdrój do Krościenka (ostatecznie wydłużyłam dystans do Szczawnicy) oraz zrobienie dłuższych dystansów (kilka maratonów, dwa razy po 60 kilometrów i moja wisienka na torcie czyli 80 kilometrów). Dodatkowo chciałam skutecznie wdrożyć morsowanie.
Zawodowo założyłam, że zrobię kilka warsztatów prozdrowotnych i odbyły się one na początku roku. Obecnie razem z Fundacją przeniosłam te działania do sieci, ponieważ uznałam, że wiedza trafi do większej grupy odbiorców niż tylko osób będących na warsztatach w Krakowie. Założone plany mimo pandemii koronawirusa zrealizowałam. Na okres od października 2020 do października 2021 mam zaplanowane zdać egzamin na kursie, który da mi uprawnienia zawodowe zielarz, fitoterapeuta, bo chcę moich pacjentów świadomie i w bezpieczny sposób wspomagać naturą oraz sportowo kontynuować dłuższe dystanse. Jak widzicie planuję bardzo realnie, nie przesadzam, bo doba każdego z nas ma 24 godziny i nie wydłużymy jej. Zresztą, muszę to pogodzić wszystko z pracą w gabinecie, a w tym roku zjazdy oraz nauka pochłoną ogrom czasu.
Marzeniem długofalowym jest to, aby razem z mężem być na starość sprawnym i mieć domek w górach, miejsce gdzie można pójść na spacer czy uprawiać grządkę z ziołami. Tylko nie wiem czy to jest marzenie czy cel, który przecież obecną pracą można osiągnąć, bo na sprawność w wieku lat 60-ciu pracujemy już teraz. Jedynym marzeniem, na które nie do końca mam wpływ jest to, aby moi pacjenci, zwłaszcza pacjentki bardziej wierzyli, że są w stanie tak zmienić swoje życie, aby być zdrowszymi ludźmi. Chciałabym, aby ludzie nie poddawali się tak szybko, zwłaszcza gdy pojawiają się pierwsze trudności i dyskomfort. Aby pacjenci przychodzili na wizyty kontrolne nawet jeśli coś im się nie udaje i aby nie traktowali dietetyka jako osoby, która rozlicza z efektów, tylko pomaga je osiągnąć.
AK: Dlaczego wybrała Pani Kampanię Żyję Świadomie?
Podoba mi się, że zrzesza specjalistów z wielu dziedzin, od sportu, po lekarzy, fascynatów daną dziedziną czy ludzi, którzy coś osiągnęli i chcą się swoją wiedzą dzielić. Być Ambasadorem Fundacji to wyróżnienie, ale też narzędzie do promowania zdrowego stylu życia, bo razem możemy trafić do dużej grupy odbiorców. Po webinarach, które prowadzę dla fundacji dzwonią do mnie osoby, które chcą się umówić na konsultację, bo zrozumiały, że coś dla siebie mogą zrobić i wiedzą, że będą pod opieką osoby, która ma wiedzę w danej dziedzinie. Zależy mi aby ludziom pomagali fachowcy, aby ludzie się badali, a nie dokonywali zmian bo o czymś przeczytali w internecie.
Kodeks Ambasadora "Kampanii Żyję Świadomie" zgadza się moimi ideami i wartościami, dlatego chce w tym uczestniczyć. Podoba mi się jakość współpracy i fajna atmosfera.
AK: Na koniec prosimy Panią o krótką radę dla uczestników konferencji i naszych czytelników. Jakieś motto, dewiza życiowa lub porada „na drogę”, która może pokierować ich w drodze do zdrowego życia.
Nie zostawajcie w strefie marzeń tylko realizujcie swoje cele, ale niech będą one realne. Otaczajcie się ludźmi, którzy was wspierają, ale akceptujcie również to, że pojawią się osoby, które powiedzą "Nie uda ci się". "Po co to robisz". "Nie dasz rady". "Nie wychylaj się". "Nie rób tego". To ich zdanie i mają do tego prawo, wasze zdanie i cel może być zupełnie inny. Przeżyjcie swoje życie tak jak chcecie mimo tego że po drodze nie zawsze będzie łatwo, ale te trudności traktujcie jako doświadczenie, którego nikt wam nie może dać ani sprzedać. Chcę abyście każdego roku robiąc podsumowanie mówili "Dobra robota" zamiast znowu się nie udało.
Fajny styl życia związany z odżywianiem swojego organizmu, dostarczaniem mu tlenu podczas zwykłego spaceru, obcowanie z naturą, realizacja swoich wizji (niech też czasami będą szalone) sprawi, że album wspomnień będzie kolorowy, śmieszny, pozytywny, ale też pełen doświadczeń. Powodzenia!
Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej w temacie zdrowia- obejrzyj wykład Ekspertem - Monika Bigoś - "Jelito drażliwe - popraw komfort życia"